Tubylcza aktywistka Susan Levy stoi w pobliżu znaku sprzeciwiającego się referendum, gdy Australijczycy oddawali swoje głosy w zeszłym tygodniu. Perspektywa głosu rdzennej ludności w parlamencie głęboko podzieliła rdzenną mniejszość Australii, a także szersze społeczeństwo. (AP Photo/Rod McGuirk)
opinia:
W ubiegły weekend odbyły się dwa wybory, które naprawdę mnie zainteresowały. Pierwszym z nich były wybory powszechne, które przebiegły zgodnie z oczekiwaniami wielu.
Drugie wydarzenie miało miejsce w Australii, gdzie byłem w zeszłym tygodniu. Tam dominującą lokalną kwestią było referendum Voice, które odbyło się w tym samym dniu, co nasze wybory. Pierwsza część propozycji polegała na zmianie australijskiej konstytucji, tak aby „uznawała pierwsze ludy Australii poprzez utworzenie organu zwanego Głosem Aborygenów i Wysp Cieśniny Torresa”.
Zgodnie z oczekiwaniami, został on odrzucony w głosowaniu.
reklama
Dla tych, którzy nie są pewni historii, wielu rdzennych mieszkańców Australii – w tym Aborygenów i mieszkańców wysp Torres – z zazdrością patrzy na nowozelandzki traktat z Waitangi. Daje to Maorysom konstytucyjne uznanie, że są rdzenną ludnością, czego brakuje im w Australii, powiedział mi w tym tygodniu rdzenny naukowiec. Konstytucja Australii nie wspomina o ludach Pierwszych Narodów, z wyjątkiem stwierdzenia, że przy liczeniu liczby ludności w stanie w celu ustalenia liczby mandatów w parlamencie, jakie posiada każdy stan, nie należy liczyć ludności aborygeńskiej. Innymi słowy, nie są uważani za obywateli.
Kiedy w 1901 r. utworzono parlament federalny, debatowano nad tym, kto może głosować, ponieważ każdy stan miał inne zasady. Nowa Południowa Walia zezwoliła na głosowanie niektórym aborygeńskim mężczyznom, a kobiety mogły głosować w Australii Południowej i Australii Zachodniej. Jedną z interesujących debat było to, czy Maorysom należy pozwolić na głosowanie. Dyskutowali na ten temat, gdyż nie było jeszcze jeszcze zdecydowane, czy kolonia nowozelandzka dołączy i stanie się częścią Wspólnoty Australijskiej. Politycy nowozelandzcy oświadczyli, że jeśli dołączą, populacja Maorysów zostanie policzona i oni również będą mogli głosować.
Australijska debata zarejestrowana w Hansard była czasami zaciekła. Minister spraw wewnętrznych odpowiedzialny za proponowane przepisy powiedział, że wszyscy rdzenni mieszkańcy Nowej Zelandii i Australii powinni mieć możliwość głosowania, ponieważ niesprawiedliwe byłoby odmawianie im prawa do głosowania, z którego już korzystają. Polityk z Tasmanii wydawał się zadowolony z głosowania Maorysów, ale nie na rdzenną ludność. Jego uzasadnienie było takie, że „Aborygeni nie są tak inteligentni jak Maorysi. Nie ma żadnych naukowych dowodów na to, że w ogóle są ludźmi.” Absolutny nonsens!
Ostatecznie ustawodawstwo z 1902 r. Zezwoliło na głosowanie Maorysom mieszkającym we Wspólnocie Australii, ale nie Aborygenom. Dopiero w 1967 r. wszyscy rdzenni mieszkańcy mogli głosować, ale ich status jako rdzennej ludności nie został uznany w konstytucji. To właśnie chciała skorygować ankieta The Voice. Uznałby ich status w Australii i zapewniłby im bezpośredni kanał komunikacji z rządem „w celu składania skarg do parlamentu i rządu wykonawczego Wspólnoty Narodów w sprawach dotyczących ludności Aborygenów i mieszkańców wysp w Cieśninie Torresa”.
reklama
Obecnie Aborygeni i mieszkańcy wysp Torres Straight stanowią mniejszość stanowiącą 3,8% populacji Australii, czyli nieco poniżej miliona osób. Mieli niewielki wpływ na sposób świadczenia usług rządowych. Kiedy politycy twierdzą, że wydają pieniądze na usługi rdzennej ludności, często mają na myśli pieniądze płacone białym Australijczykom za świadczenie usług, niezależnie od tego, czy są one przydatne i odpowiednie.
Przyglądałem się niektórym debatom i zauważyłem, że były one dobrodziejstwem dla prawicy – która cały czas głosi równość i akceptuje rażącą nierówność – która twierdzi, że powoduje ona podziały, ignorując fakt, że zawsze było dwóch Australijczyków, którzy wzywają do demokracji, ale wydają się preferować ten rodzaj demokracji, w którym ludzie głosują Dwa wilki i jedna owca w sprawie tego, co zjeść na obiad.
Okres poprzedzający głosowanie był frustrujący, ponieważ wydawało się, że zakończy się niepowodzeniem, i tak się ostatecznie stało. Premier Anthony Albanese próbował pozytywnie spojrzeć na tę sprawę, ale wielu postrzegało to jako kolejne odrzucenie rdzennej ludności. Nie pozwalaj im na większy wpływ na ich własne sprawy.
Nauczyłem się z tego, że tego typu referendum tworzy podział, który ma rozwiązać, i dodaje energii skrajnej prawicy do zdobywania głosów. W Nowej Zelandii w pełni oczekuję, że ACT będzie uważnie się przyglądać i z całych sił nalegać na referendum w sprawie traktatu z Waitangi, ponieważ można zdobyć głosy, tworząc więcej złej woli.
Jeśli chodzi o Australię, debata ta była bolesna dla wielu Aborygenów i mieszkańców wysp w Cieśninie Torresa i uzasadniała ich kpiny z wartości wyznawanych przez białą Australię. Chociaż jest to postrzegane jako poważna porażka w ich dążeniu do większej kontroli nad rzeczami, które wpływają na ich życie, jeśli istnieje jedna grupa ludzi, która wykazała się niezmierzoną wytrwałością, to właśnie oni.
Anaru Eketoni jest profesorem nadzwyczajnym pracy społecznej i społecznej na Uniwersytecie Otago oraz felietonistą Otago Daily Times. Ta kolumna została ponownie opublikowana za zgodą.
„Fanatyk muzyki. Profesjonalne rozwiązywanie problemów. Czytelnik. Wielokrotnie nagradzany telewizyjny ninja”.
More Stories
Obietnice wyborcze Kamali Harris przypominają obietnice Jacindy Ardern
Wybory w USA: Joe Biden mógł pomóc Trumpowi w jego „śmieciowych” gafach.
Wydarzenie Trumpa w Madison Square Garden zostało zakłócone prymitywnymi uwagami wstępnymi